Pogoda weryfikuje czasami plany wyjazdowe, ale prawie zawsze da się wprowadzić w życie plan awaryjny. Tak było tym razem i dzięki Bogu wyszło bardzo dobrze :) Mroźnym, niezbyt wczesnym rankiem, ruszamy w stronę Wiednia, żeby przygotować kolejne rejony i drogi na przyszłoroczne warsztaty z zakresu wspinaczki wielowyciągowej, na które już teraz serdecznie zapraszamy (terminy w zakładce kursy skałkowe, a za niedługo w osobnych zakładkach razem z dokładniejszymi opisami). Tymczasem prezentujemy fotorelację z krótkiego, ale treściwego wypadu na Hohe Wand :)
Ostrzeżenie:
Wspinaczka i inne pokrewne dyscypliny, należą do sportów z natury niebezpiecznych. Polska Szkoła Alpinizmu (Niepubliczna Placówka Kształcenia Ustawicznego), nie bierze odpowiedzialności za samodzielne stosowanie zawartych treści, ani też za potencjalne błędne zrozumienie części lub całości tekstu, niezgodne z intencją autora.
Osoby preferujące styl OS, nie powinny przyglądać się zbyt dokładnie zdjęciom, a tym bardziej czytać ich opisów!
Zdjęcia: Mariusz Połowczuk (OffaMedia.com) oraz Mateusz Gutek
Zaraz po przyjeździe na miejsce, ruszamy z parkingu pod Skywalkiem prosto w górę. Po kilkunastu minutach osiągamy początek średniotrudnego klasyka – Zukunftsweiser za 7+ (czyli 6b+/VI.1+). W miejscu, gdzie na skale namalowane są czerwone kropki, trzeba kierować się w lewo w górę do pseudożlebu.
Potem lekko w lewo, w miejsce gdzie zaczyna się poręczówka, bo właśnie tam, niby łatwym, nieasekurowalnym przez kilka pierwszych metrów terenem, biegnie pierwszy wyciąg Zukunftsweiser. Dopiero na drugi albo trzeci dziób skalny, można założyć pętlę. Wyżej jest trochę łatwiej, a ekspresy wpina się w węzły na zwisającej ze stanowiska linie.
Drugi wyciąg jest już znacznie bardziej lity i dość dobrze obity. Najpierw do góry, w coraz bardziej pionowym połogu ;)
Potem w lewo na lekko zarośniętą półkę z charakterystyczną puszką szczytową, która ani nie jest puszką, ani nie znajduje się na szczycie ;) Na drugim wyciągu nie brakuje technicznych zagwozdek, wymagających stopni, czy ciągowego charakteru i różnorodnych wyzwań, zwłaszcza jak na „tylko” 6a.
Trzeci wyciąg startuje lekko z prawej od stanowiska i ciśnie w miarę prostolinijnie do góry, po przyjemnych chwytach i stopniach, ale znowu za mocne 6a – tym razem za ciąg.
Czwarty, to najpierw wyraźny trawers w prawo, a po zrobieniu pierwszej wpinki prosto do góry koncepcyjnymi ustawieniami wzdłuż prawego kantu ściany. Potem bardzo fajne ruchy w zacięciu, doprowadzające do lekko zasięgowej płyty pod stanowiskiem.
No i w końcu piąty, kluczowy wyciąg za 7+ (na Bergsteigen.com jest na schemacie 7+, ale w wycenie ogólnej wyciągu 6+, co może trochę zmylić, zwłaszcza przy planowaniu kto będzie prowadził konkretne wyciągi ;) ).
Na początku trochę technicznie i równoważnie, potem przez chwilę łatwiejsze wspinanie w zacięciu…
…które za chwilę zmienia lekko charakter – przez coraz mocniejsze wywieszenie i coraz słabsze stopnie, zaczyna wyraźnie podbierać. Słabsze chwyty i zasięgowe miejsce na wejściu w połóg potrafi zaskoczyć, zwłaszcza jeżeli spodziewa się trudności 6a ;) W połogu chwila oddechu…
…i wyważające, wąskie ustawienia, żeby móc ostatecznie sięgnąć daleko w prawo. Stąd, do końca wyciągu jest już tylko „ciągowo” :) Od kilkunastu minut palące słońce przysłaniają chmury, a naprawdę silny wiatr dokucza podczas asekuracji. Na szczęście do góry został już tylko jeden wyciąg, zdecydowanie brzydszy niż poprzednie cztery, ale dużo lepszy i znacznie bezpieczniejszy niż pierwszy ;)
Koniec drogi na lewo od skywalka…
…a ścieżkę zejściową obieramy standardowo w lewo, wzdłuż niebieskich strzałek, w stronę ok. dwudziestometrowej studni ze stalową drabiną.
Podsumowując – Zukunftsweiser to bardzo ładna, ciągowa, generalnie dobrze obita i wymagająca droga. Ogólną urodę godną klasyka psuje tylko trochę pierwszy i ostatni wyciąg, z czego temu ostatniemu można wybaczyć, bo nie jest aż tak źle jak na pierwszym ;)
Po zejściu na dół na szczęście już tak mocno nie wieje, a my jak zawsze nie możemy się napatrzyć na różnokolorowe (na zdjęciu widać żółte, ale są jeszcze co najmniej niebieskie i czerwone, tak wysoko jak sięga wzrok), gęsto namalowane pasy i specyficzny zaułek z ławeczką.
Zamiast jechać od razu na kemping, udajemy się w górę serpentynami, żeby sprawdzić dojście i możliwości wspinania w jednym z najlepszych tutejszych sportowych sektorów – Almfrieden.
Parkujemy na poboczu przed BerZendo i po minięciu kilku punktów widokowych, willi na wypasie i klimatycznej altanki, która atakuje piskliwymi dźwiękami uruchamianymi fotokomórką…
…schodzimy w dół stromym zboczem, wzdłuż żółtych kropek i ciągu poręczówek.
Piękno czerwono-szaro-żółtej skały wprawiło nas w osłupienie…
…ale silny, lodowaty wiatr nie pozostawiał złudzeń i wycofaliśmy się w stronę kempingu.
Kemping to kawałek pola, prawie że pod samym parkingiem pod skywalkiem, z dużym hangarem, w którym pasą się krowy. Ciężko znaleźć na nim równe miejsce do rozbicia namiotu, a zaplecze sanitarne to jedna męska toaleta i jedna damska, jeden zlew do mycia naczyń i jeden prysznic w wigwamie.
Nie ma też żadnej kuchni czy lodówki. Cena w październiku 2023 za noc, to 15 euro za namiot i 3,10 euro za osobę. Tyle dobrze, że woda jest gorąca, także da się szybko wytrzeć i ubrać zanim się zamarznie pod prysznicem. Naczynia dobrze się myje, a też nie trzeba zużywać wiele gazu do zagotowania wody :)
Gdyby nie ten niesamowity widok na Hohe Wand, trzeba byłoby powiedzieć, że kemping to przeokrutny dramat ;)
Drugiego dnia wyjazdu nie wstajemy zbyt wcześnie – przed siódmą jest już nawet jasno, ale zimno fest. Dopiero kiedy słońce zaczęło przedzierać się przez drzewa, wiadomo było, że temperatura będzie bardzo sprzyjająca do wspinania, zwłaszcza że wiatr jeżeli już wiał, to bardzo delikatnie.
Cały mur skalny bardzo szybko staje w promieniach słońca, a my ruszamy z powrotem na Almfrieden, spotykając po drodze, tak samo jak wczoraj, rogate stwory ;)
Prawa część ściany jest cała w słońcu, a że jest tam dobra na rozgrzewkę Froschkönig za 6a+, to się złożyło idealnie, bo różnica między staniem w słońcu, a w cieniu przy asekuracji na drogach bardziej z lewej, to chyba z 25 stopni – krótki rękawek VS polar, puchówka, rękawiczki, czapka zimowa i grube skarpety.
Wracając do Froschkönig – bardzo fajne, lekko ciągowe, rozgrzewkowe wspinanie, z 2-3 ruchowym cruxem w dolnej części. Długie (ok. 30m), po szarej i czerwonej skale. Dobre stopnie i chwyty – coś pięknego.
Zaraz po rozgrzewce wbijamy w Robin Hooda za 8 (7a/VI.3), w znacznie bardziej zacienionej części skały – słońce opierało się o skałę dopiero w pierwszym reście nad cruxem. Dojście do pierwszej wpinki łatwe i przyjemne, potem zaczynają się nieco dłuższe ruchy po początkowo pozytywnych chwytach (z pomockami na kancie z lewej), potem po znacznie mniejszych, ale takich które da się dobrze zapiąć. Przez chwilę są słabsze stopnie, ale do wyślizganych to im bardzo dużo brakuje, wbrew jednemu z wpisów na 8a.
Potem z nogami nie ma już żadnych problemów, a i da się po kilku ruchach dość dobrze odstać. Tutaj doświadczyłem dość dziwnej sytuacji – w palcach u rąk miałem odcięte czucie przez małe i zimne chwyty oraz ostygnięcie przy asekuracji, a w pozostałych częściach ciała ciężkie do wytrzymania gorąco od słońca i wysiłku. Po dwóch następnych, dość dalekich ruchach, czeka jeszcze lepszy rest, w którym gdybym nie dał rady zdjąć bufy spod kasku, musiałbym wziąć blok ;)
Powyżej drugiego restu mamy lekko przewieszoną przez chwilę, ciągową i stosunkowo zasięgową końcówkę. Robin Hood, to kolejna pięciogwiazdkowa linia, tym razem nieco krótsza – bo dwudziestometrowa.
Po Robin Hoodzie wbijamy w Regenwald za 7+ (6b+/VI.1+). Tym razem 35cio metrowa, podobna w charakterze do Froschkönig linia, po jeszcze bardziej czerwonej skale. Piękne, długie i wcale nie takie ciągowe – jak myślałem czytając opisy – wspinanie. Crux w dolnej części, potem bardzo ciekawie po pozytywnych chwytach i dobrej jakości skale.
Wyżej jest rzeczywiście kilka wpinek bez restu, ale jak na 6b+ tutaj, to jest całkiem spoko :)
Mariusz, czując jeszcze lekki niedosyt, atakuje kolejną drogę, która tak samo jak poprzednie, ma w topo największą gwiazdkę z możliwych. Mowa o Flug des Kolibri za 7/7+. Tutaj sama góra nie jest ciągowa, bo wyraźnie trudniejsze miejsce znajduje się w około 2/3 drogi. Jak podczas wspinaczki po każdej z dróg rejonu, tak i na tej wyraził swoje zadowolenie z urody przechwytów i całokształtu, mówiąc że jest bardzo fajna (parafrazując nieco, rzeczywiście wypowiedziany przymiotnik, tak żeby każdy mógł przeczytać tą fotorelację, niezależnie od wieku ;) ).
Przez cały czas przebywania pod Almfrieden, czuliśmy na sobie spojrzenie rogatego stwora, który raz bliżej, raz dalej nas, patrolował okolicę. Robił to na zmianę leżąc, biegając, przeciskając się pod gałęziami i wywijając różne dziwne sztuki w najśmieszniejszych momentach :)
Męczącym „pałowaniem” po poręczówkach, wracamy na górę i jedziemy zapoznać się z parkingiem i ścieżką podejściową pod kilka wielowyciągowych klasyków. Chwilę potem zbieramy się z kempingu. Zanim jeszcze wyjechaliśmy na główną drogę, już tęsknimy za pięknym widokiem i niesamowitymi liniami :)
Więcej fotorelacji z austriackich wielowyciągowych wyjazdów wspinaczkowych, dostępnych na naszej stronie:
Austriackie, szkoleniowe wspinanie wielowyciągowe, wrzesień 2024
Thalhofergrat, Paklenica, Obli Kuk i Peilstein – warsztaty z zakresu wspinaczki wielowyciągowej 2023
Höllental październik 2022 – Vordere Stadelwand, Frisbeeplatte oraz sąsiednie Adlitzgraben
oraz w formie albumu na naszym profilu na fb:
Jesienny, 4ro dniowy wyjazd szkoleniowy – , Hollental, oraz Peilstein
a także austriackich, ale jednowyciągowych:
Atlantis cz.2 – Rahelstour, Platons Insel oraz Herrscher Unter Sich
Adlitzgraben – Josef-Triple-Weg, Im Schatten der Fledermaus oraz Tanz in den Himmel
zdjęcia: OffaMedia.com
(& Mateusz Gutek)
Mateusz Gutek
dyrektor Polskiej Szkoły Alpinizmu