Karabore, Nidia oraz Kanjonski, czyli kolejny tydzień w chorwackim raju cz. 2 :)

Strona główna 9 Fotorelacje 9 Karabore, Nidia oraz Kanjonski, czyli kolejny tydzień w chorwackim raju cz. 2 :)

Noc miała być bez opadów, także zbieramy się następnego dnia o 6 z kempingu. W zaplanowany dla ekipy szkoleniowej dzień restowy, chcieliśmy zaatakować z Mariuszem nieco ambitniejsze cele ;)

 

Mateusz na drugim (a w zasadzie trzecim, bo obecnie drugi i trzeci pokonuje się na raz) wyciągu Karabore na Stupie

 

Po spacerze wzdłuż rwącego, głośnego potoku i wymagającej przeprawy na drugą stronę przed podejściem pod Anicę Kuk, powoli robi się jasno. Niestety mimo wietrznych, nieprzyjemnych przez noc i poranek warunków, wszędzie jest mnóstwo zacieków.

 

Mario na czwartym, kluczowym wyciągu drogi Nidia na Wielkim Kuku

 

Zdjęcia: Mariusz Połowczuk (OffaMedia.com) oraz Mateusz Gutek

 

Ostrzeżenie:

Wspinaczka i inne pokrewne dyscypliny, należą do sportów z natury niebezpiecznych. Polska Szkoła Alpinizmu (Niepubliczna Placówka Kształcenia Ustawicznego), nie bierze odpowiedzialności za samodzielne stosowanie zawartych treści, ani też za potencjalne błędne zrozumienie części lub całości tekstu, niezgodne z intencją autora.

Osoby preferujące styl OS, nie powinny przyglądać się zbyt dokładnie zdjęciom, a tym bardziej czytać ich opisów!

 

Mario pod koniec wyciągu, na którym Kanjonski przeplata się po raz kolejny z drogą Paparazzi

 

Karabore

Skoro musimy zmienić plany, przechodzimy pod Stupa. Mimo zalanych fragmentów ściany, rozgrzewamy się na polecanym Karabore, wybierając na dole standardowy wariant – ten trudniejszy jest cały mokry.

 

Mateusz za startowymi trudnościami Karabore

 

Żeby była czysta przyjemność – jak sugeruje topo, trzeba mieć srogi zapas, wiedzieć że idzie się dość wymagające 6a, a raczej 6a+, no i na pewno mieć coś do dokładania asekuracji, bo 5-10 metrowe runouty nie są rzadkością. Na ostatnim wyciągu nie da się za dużo dołożyć, ale jak tylko nie patrzy się gdzie jest ostatnia wpinka i napiera mocno nogami na stopnie, to jest ok ;) Pierwszy wyciąg bardzo długi, techniczny i odważny (ze względu na to na czym trzeba stać będąc sporo nad wpinką).

 

Mario przy końcu pierwszego wyciągu

 

Drugi i trzeci robi się na raz, bo nie ma stanowiska – w miejscu gdzie miało być, jest 10cio metrowy runout. Drugi wyciąg, ogólnie rzecz ujmując średnio przyjemny, ale trzeci (przewodnikowo), poza tym, że bardziej 6a+, rewelacja!

 

Początek drugiego wyciągu

 

Mario w „wannie”, z której startuje ostatni wyciąg

 

 

Czwarty (idąc trudniejszym wariantem), czyli w rzeczywistości trzeci, bliżej typowego 6a (chociaż kilka stopni łatwiejszy, od wycenionej w najbardziej nieadekwatny sposób drogi, jaką robiłem w Pakle – sąsiedniego Domżalskiego). Pomijając te wszystkie skandale – dodając do tego kąśliwe osadzenie przelotów (zamiast czujne miejsca, z ryzykiem wielometrowych lotów, robić po wpięciu się i przechodzeniu ich z przyjemnością, wpinki są często minimalnie za wysoko) – droga rewelacja! :)

 

Mateusz w połowie ostatniego wyciągu

 

Nidia

Warunki pogodowe, dyspozycja fizyczna oraz psychiczna i obecność zacieków, zmusiły nas do poszukiwania kolejnego celu alternatywnego (po Bears on Toast, które miały być alternatywą dla zlanego Klina). Przechodzimy dalej w prawo, na Wielkiego Kuka, w pobliże startu Water Songa. Patrząc z dołu, Nidia, mająca dobre opinie, wydaje się cała sucha.

 

Wielki Kuk (Veliki Čuk)

 

Pierwszy wyciąg (6a+ hard) mistrzostwo świata – siłowo, technicznie, ciągowo – totalny wypas! Dodatkowo jest długi.

 

Mateusz po pierwszych, sprężających metrach Nidii

 

Mario podczas wejścia na półkę kończącą pierwszy wyciąg

 

Drugi (6a bardzo hard) też niesamowity, ale pomiędzy odważnymi, technicznymi fragmentami, ma momenty w których odpuszcza. Lotniej obity niż pierwszy.

 

Stanowisko po pierwszym wyciągu…

 

…i techniczny crux w rynnach na starcie drugiego

 

Górne partie drugiego wyciągu

 

Trzeci (6a bardzo soft) prosty, długi, dobrze obity. Pod nyżą idzie w prawo trawersem przez dwie plakietki, po czym do góry do wiszącego stanowiska. Zamiast tego, można iść dalej do góry i w lewo po plakietkach w stronę połączenia z Północnym Żebrem – dalej będzie to rewelacyjna droga, bez trudności większych niż wymagające 6a+.

 

Na trzecim wyciągu ciężko znaleźć jakiekolwiek miejsce, trudnością chociaż zbliżone do pierwszych dwóch

 

Kluczowy wyciąg biegnie uciekającym w lewo, lekko przewieszonym zacięciem, a potem kantem. Trawers po mniejszych chwytach w lewo i nieobite zacięcie, potem do stanowiska wspólnego z Północnym Żebrem.

 

Mario w cruxie drogi

 

Ostatni wyciąg srodze nieprzyjazny w połowie przebiegu – słabo obity (trzeba dokładać) i źle wyceniony. Kończy się na prawo od przejścia między głazami na tej samej półce co Water Song, ale bez przejścia zaciskiem jak Północne Żebro. Generalnie dużo lepiej iść ostatni wyciąg Północnego Żebra, żeby nie zepsuć sobie pozytywnych odczuć. Poza taśmami, siadały nam w razie potrzeby dwa średnie mechaniki (żółty i fioletowy Totem Cam).

 

Mario po ukończeniu drogi, w wąskim gardle, którym kończy się Północne Żebro (Sjeverno Rebro)

 

Kanjonski

Ostatniego dnia w Paklenicy, podchodzimy znowu pod Wielkiego Kuka, ale tym razem znacznie niżej – dokładnie w miejscu gdzie szeroki wysypany żwirem plac zwęża się przed Debelim Kukiem w brukowaną ścieżkę. Przejście przez rzekę w dalszym ciągu wymaga zdjęcia butów lub zaryzykowania ich zamoczenia. Dzień zapowiada się pogodnie, ale zimny wiatr póki co kąśliwie smaga nas po każdym odkrytym i zakrytym skrawku ciała.

 

 

Start Kanjonskiego, cenionej na 3+ i okraszonej w topo największą gwiazdką linii, wiedzie charakterystycznym, narzucającym się przez swoją jakość i brak zarośli połogiem. Pierwszy wyciąg kończy się szybko na półce, ale nie ma żadnych stałych punktów, dlatego idziemy dalej. Po prawie 60ciu metrach od startu drogi, tam gdzie spodziewałem się stanowiska, ściągam Mariusza do średniego drzewka i dopiero stąd kruchym filarem docieramy do pierwszego stałego punktu – plakietki z maillonem, czyli końca drugiego wyciągu. Prawie żadne stanowisko nie ma na tej drodze dwóch punktów, a niektóre trzeba tworzyć z własnej asekuracji całkowicie, ale o tym później.

 

Basia nad pierwszym, hipotetycznym stanowiskiem Kanjonskiego ;)

 

Mario, po minięciu drugiego stanowiska

 

Rysiek po przejściu najbardziej kruchego odcinka dolnych partii

 

Teoretycznie 3cie stanowisko

 

Trzeci wyciąg, skośnymi rampami doprowadza do kolejnej plakietki z maillonem. Nad nią przyjemny crux i przejście w prawo do dwóch plakietek, w których zaczyna się wyciąg za 4c drogi Paparazzi. My idziemy do kolejnych dwóch plakietek wyżej i od nich w najbardziej oczywisty sposób należy iść w dół na dużą półkę pod zacięciem. Nie ma sensu dzielić tego na dwa wyciągi – od razu czwarty i piąty wyciąg na raz. W rysie, którą zaczyna się zacięcie pod charakterystyczną turniczką, którą trzeba ominąć z jednej albo drugiej strony idąc szósty wyciąg, budowaliśmy stanowisko z czterech mechaników. Szósty wyciąg generalnie nieładny idąc w prawo od turniczki (nie wiem jak jest z lewej). Nad zacięciem kawałek trawersu w prawo (zakończonego plakietką, co warto wykorzystać na budowę stanowiska, bo przesztywnienie zaraz zrobi się mocno zauważalne) i średnio piękne wspinanie po przeciętym rysami, zarastającym połogu.

 

 

 

W pewnym momencie dochodzi się do rzędu plakietek i wyraźnie przyjemniejszej litej skały. Jak dla mnie decyzja, żeby porzucić parszywe, mało czytelne i pozarastane wspinanie była oczywista. Pierwszy z czterech wyciągów drogi Paparazzi, którą kończyliśmy Kanjonskiego, wyceniony jest na 5a i generalnie jest łatwiejszy i dużo ładniejszy niż te trójkowe z oryginalnej linii. Ostatecznie doprowadza do wygodnej, widokowej i piknikowej półki. Tak po prawdzie, był to jedyny naprawdę fajny fragment całej drogi.

 

 

 

 

Takim wariantem, górne partie Wielkiego Kuka przechodzi się dość prostolinijnie, chociaż opis z topo nie ma się do rzeczywistości zastanej w skale prawie nijak. Nie widać ewidentnych końców wyciągów i na początku ciężko wypatrzyć przebieg, bo brakuje jakichkolwiek punktów – można było poprowadzić drogę przyjemnymi, litymi, średniotrudnymi partiami połogich rynien, ale brakuje tam asekuracji i idzie się w zamian łatwiejszym terenem, w stronę odległych plakietek gdzieś tam hen nad głową.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W końcu plakietek jest nieco więcej i na wąskiej, ale długiej półce, są znowu dwie stanowiskowe. Z tego miejsca można iść w prawo do skośnej półki pokrytej rumoszem i plakietki na przełączce gdzie kończy się droga albo iść w lewo w rynny i skończyć na skalnym łbie, z którego można bezpiecznie zejść do półki za przełączką. Obie opcje są tak samo dziwne i nie wynikające z przewodnika, ale inaczej się po prostu tam sensowniej iść nie da ;)

 

 

 

 

Opcja z wejściem na skalny łeb kończy się przy stanowisku z plakietki połączonej repem z przewierconą na wylot skałą obok ;)

 

 

 

 

Zejście łatwe i czytelne, pokrywające się większością przebiegu z zejściem z Północnego Żebra, Centralnego Komina i Water Songa. Ogólnie na Kanjonskiego trzeba mieć pętle, mechaniki i najlepiej tricamy. Jak ktoś ma zapas na trudniejsze drogi, to omijać szerokim łukiem ;) Jak nie, to jest to przystępna, długa, miejscami mało czytelna droga, w nie najgorszej – jak na tą trudność – jakości skale, powiedzmy warta polecenia ;)

 

 

 

 

 

 

Jako, że następnego dnia planujemy wyjazd o 6 rano, udajemy się na kemp wysuszyć i spakować namiot oraz przerobić na pyszny obiad, pozostałości wyprodukowanego dwa dni wcześniej ciasta na pizzę. Po tym, zaraz przed zachodem słońca, idziemy na chwilę na skałę Parkiralište, czyli po polsku prostu parking, bo znajduje się tuż nad parkingiem :) Nie jest to bynajmniej żaden parch – wszystkie sześć dróg jakie na razie tu zrobiliśmy, zasługują na 5 gwiazdek. Ostatnia zdobycz przed zimową przerwą od szkoleniowych wyjazdów, to Tofi is 20. Jak na Paklenicę cyfra łatwa, ale 6c ma spokojnie. Nie tylko bald na dole jest sprężny – praca nóg w połogu jest znacznie bardziej wymagająca od tych dwóch ruchów w przewieszeniu, przez ciasne wampirki, w które ciężko upchać czubki butów.

Liczni, przybywający na weekend wspinacze, w połączeniu z silnym wiatrem i nieustępliwymi komarami nie pozwolili się wyspać, ale przynajmniej tarp, pod którym spaliśmy nie wymagał suszenia, także bez żadnego problemu o czasie wyruszyliśmy w stronę Polski. Z braku czasu, ale też niskiej temperatury odczuwalnej, zatrzymujemy się na szczycie Hohe Wandu tylko na szybki posiłek, a w dalszej drodze powrotnej tracimy piąty bieg, także z prędkością 90km/h pokonujemy szczęśliwie ostatnie 300km.

 

 

 

 

Więcej fotorelacji z wielowyciągowych wyjazdów wspinaczkowych, dostępnych na naszej stronie:

Ča je od Draga je od Draga, Mosoraski oraz Spit Bull, czyli kolejny tydzień w chorwackim raju cz. 1 :)

Chorwacja kwiecień ’24 cz.1: Diagonalka na Debelim Kuku (Paklenica)

Chorwacja kwiecień ’24 cz.2: Velebitaski na Anicy Kuk

Chorwacja kwiecień ’24 cz.3: sektor Parkiraliste, Zgrešeni na Debelim Kuku, Vrbovsko oraz Thalhofergrat

Paklenica 06.2023 cz.1 – Slowenski, Domzalski, Mosoraski i inne największe klasyki :)

Paklenica 06.2023 cz.2 – Nosorog, Centralny Kamin, Sjeverno Rebro oraz Water Song

3 piękne, austriackie rejony na jednym wyjeździe – Peilstein, Höllental oraz Hohe Wand :) Sierpień/wrzesień 2023

Thalhofergrat, Paklenica, Obli Kuk i Peilstein – warsztaty z zakresu wspinaczki wielowyciągowej 2023

Höllental październik 2022 – Vordere Stadelwand, Frisbeeplatte oraz sąsiednie Adlitzgraben

oraz w formie albumu na naszym profilu na fb:

Jesienny, 4ro dniowy wyjazd szkoleniowy – Scheiblingkirchen, Hollental, Hintenburg oraz Peilstein

 

 

 

zdjęcia: Mariusz Połowczuk OffaMedia.com

(& Mateusz Gutek)

 

 

Mateusz Gutek

dyrektor Polskiej Szkoły Alpinizmu

 

 

 

 

Poznaj nas lepiej

Kadra

Kadra

Referencje

Referencje

Materiały szkoleniowe

Materiały szkoleniowe

Statut

Statut