Beastiequeen w chorwackim Kompanju i całkowicie inny niż mówią, słoweński Črni Kal

Strona główna 9 Fotorelacje 9 Beastiequeen w chorwackim Kompanju i całkowicie inny niż mówią, słoweński Črni Kal

Co roku, w miarę regularnie na początku i pod koniec sezonu, odwiedzamy słoweński Osp i okoliczne rejony. W marcu 2023, po rozwspinaniu na Babnej, poświęciliśmy dwa dni na chorwacki Kompanj, a ostatniego, czwartego dnia wyjazdu odwiedziliśmy (po raz pierwszy zresztą) niesławny wśród Polaków Črni Kal. Zapraszamy do przeczytania relacji i obejrzenia zdjęć, z niezwykle pięknej – jak zawsze – Istrii :)

 

Marcin na drodze Kranj Moje Mesto (6a+) w sektorze Beastiequeen w Kompanju

 

Ostrzeżenie:

Wspinaczka i inne pokrewne dyscypliny, należą do sportów z natury niebezpiecznych. Polska Szkoła Alpinizmu (Niepubliczna Placówka Kształcenia Ustawicznego), nie bierze odpowiedzialności za samodzielne stosowanie zawartych treści, ani też za potencjalne błędne zrozumienie części lub całości tekstu, niezgodne z intencją autora.

Osoby preferujące styl OS, nie powinny przyglądać się zbyt dokładnie zdjęciom, a tym bardziej czytać ich opisów!

Zdjęcia: OffaMedia.com & Marcin Adkonis

 

Mateusz na najfajniejszej 7a w sektorze (Beastiequeen, Kompanj) – Truffelschwein

 

Kompanj

Kompanj, to wystawiony na słońce, dość długi mur skalny z kilkoma sektorami. Sama miejscowość zlokalizowana jest blisko znanego Buzetu, a skały znajdują się nad klimatyczną wioską Klobasi. Rejon jako pierwsi zaczęli eksplorować Austriacy, później Chorwaci, Słoweńcy i Włosi. Jest tu wiele pięknych i długich dróg, są też oczywiście krótsze i brzydsze ;) Ogólnie rejon uchodzi są niesamowity, o wspaniałych drogach i o skale bardzo dobrej jakości, nawet w najmłodszym, stosunkowo niedawno przygotowanym do wspinaczki sektorze o nazwie Ghey Team (lub też Klobasi).

Na poprzednim wyjeździe wspinaliśmy się głównie w sektorach Krankenhaus i Katz. Teraz skupiliśmy się (za rekomendacją Andrzeja Climbera należy wspomnieć :) ) na robiącym duże wrażenie (zwłaszcza wizualnie) sektorze Beastiequeen.

 

Klimatyczna okolica ścieżki podejściowej :)

 

Sweet Top, Beastiequeen oraz Truffelschwein

O ile codziennie rano, temperatura oscylowała w okolicach zera, o tyle już o 10, jeżeli tylko nie było zachmurzenia, w sektorze Beastiequeen ciężko było wytrzymać w krótkim rękawku. Z kolei gdy słońce zachodziło, trzeba było mieć w zanadrzu znacznie cieplejsze ciuchy. Pierwszego z dwóch dni naszej wspinaczkowej działalności w Kompanju podczas tego wyjazdu, zaczynamy z Mariuszem od skrajnie prawej drogi – Sweet Top (przewodnikowo 6b).

 

Mateusz na pierwszych metrach Sweet Top…

 

…i Mariusz przed wejściem w kluczową ryskę

 

Nie jest to jednak dobry wybór na rozgrzewkę, bo w dolnej części czeka harde i mało przyjemne miejsce w charakterystycznej rysie ze słabymi stopniami.

 

Rzeczona ryska

 

Miejsce to, samo w sobie jest znacznie trudniejsze, niż patrząc na wycenę można by się spodziewać. Potem fajnie i górsko – aż do osiągnięcia pierwszego łańcucha, w którym jak to często bywa, kończą się łatwiejsze i ładniejsze wersje dróg.

 

Początek przyjemnego wspinania po cruxie :)

 

Przedłużona wersja (przewodnikowo 6b+) kończy się trudnym i niezbyt urokliwym przewisem. W tym przypadku do zjazdu mamy do dyspozycji pojedynczy punkt, dlatego warto zastosować technikę zjazdu z niepewnego punktu.

 

Mariusz na końcowych metrach „przedłużonej” wersji Sweet Top

 

Da się zjechać (precyzyjniej w tym przypadku zostać opuszczonym) na 70cio metrowej linie – brakuje tylko kilku metrów do ziemi, także we współpracy z asekurującym, który musi podejść do góry łatwym terenem, da się ogarnąć temat bez większych problemów ;)

 

 

Marcin natomiast, zaczął od rozgrzewki na klasyku sektora Katz – Mon Cheri za 5c.

 

 

Ponad 30 metrów wspinania prawie cały czas po klamach. Co ciekawe, prawie cały czas też, po słabych stopniach.

 

 

W międzyczasie nagrywamy wstęp do wykładu o najpopularniejszych formach wspinaczki i różnych rodzajach asekuracji, który realizujemy na naszych kursach skałkowych :) Po tym możemy już się całkowicie skupić na polecanych, średniotrudnych liniach sektora – Beastiequeen i Truffelschwein.

 

Mateusz na starcie Beastiequeen

 

O ile Mariusz zgodnie z oczekiwaniami zawalczył na OS i osiągnął stanowisko w pierwszej próbie…

 

Mario restuje za cruxem

 

 

…o tyle mnie całkowicie zaskoczyła konieczność zmiany patentów w cruxie…

 

Pierwsze mocne pociągnięcie w cruxie

 

…a w drugiej próbie ciągowe rozwinięcie drogi.

 

Trochę zasięgowe, trochę trikowe, ale też wymagające koncentracji, wspinanie w drugiej części drogi

 

Ostatecznie kosztowała mnie trzy próby, co w połączeniu z bezlitosnym upałem zniszczyło mnie kompletnie – i fizycznie, i psychicznie, i w kontekście braku skóry ;)

 

 

Podsumowując, wizytówka rejonu – Beastiequeen – to zaskakująco mało westowe wspinanie. Na dole dość mocny crux po kilkuruchowym – lekko zasięgowym, lekko siłowym dojściu. Samo kluczowe miejsce jest zasięgowe, a chwyty małe. Trzeba zapiąć i mocno się trzymać. Potem przejście przez dwie niepozorne, ale dość trikowe bambuły.

 

Tuż pod pierwszym łańcuchem Beastiequeen

 

Można łatwo polec nie mając zapasu. Jeżeli miałbym być szczery, to ogólnie nie przypadła mi do gustu, a co do wyceny, to jak na 7a+ wymagająca, delikatnie rzecz ujmując ;)

 

 

Całkowicie inaczej odebrałem drogę po lewej, czyli Truffelschwein – typowy westowy klasyk.

 

Mateusz w niepozornym, znacznie bardziej przewieszonym niż się wydaje, dolnym odcinku po tufach

 

Solidne 7a, ale zupełnie nie zaskakujące mocną wyceną. Pierwsza część drogi to przewieszenie po tufach z możliwością inwencyjnych ustawień, które całkowicie rewolucjonizują odczucie zmęczenia czy też trudności zrobienia wpinki. Potem średni rest i techniczne, wymagające skupienia wspinanie, w zasadzie aż do samego łańcucha.

 

Mario przedziera się przez najbardziej wytężające miejsce…

 

…ale wyżej, mimo tego, że przewis się zmniejsza, dalej trzeba doginać ;)

 

Mario w formie – kolejny OS.

 

Ostatnie ruchy przed pierwszym łańcuchem, w którym kończy się wersja za 7a.

 

Ja w tym przypadku już bez niespodzianek – na koniec dnia wieszam ekspresy, żeby wiedzieć co i jak na porządną wstawkę następnego dnia, która zgodnie z planem owocuje bardzo przyjemnym, kontrolowanym, opatrzonym odpowiednim zapasem przejściem ;)

 

Mateusz w drugiej, połogiej i lekko trikowej połowie Truffelschwein

 

Widok z sektora :)

 

Hund, Curfew, Pinki Ponki oraz Camilla

Drugi dzień działania w Kompanju, zaczynamy od rozgrzewki na Hundzie (teoretycznie za 6a). Długość drogi, to w przewodniku tylko 12 metrów, ale wydaje się że znacznie więcej.

 

Po lewej Mario przy łańcuchu drogi Hund, po prawej randomowy wspinacz na Mon Cheri

 

Hund, tak jak Mon Cheri, znajduje się w sąsiednim sektorze. Beastiequeen nie oferuje zbyt wiele dróg odpowiednich na rozgrzewkę, a łatwiejsze propozycje ogólnie nie są zbyt urokliwe… Wracając do Hunda – na początku mamy bardzo fajne, techniczne wspinanie w połogim zacięciu.

 

Marcin forsuje pierwsze metry połogiego zacięcia

 

Mateusz przy podchwytowej płetwie, przez którą trawersuje się na chwile w prawo (a przynajmniej tak wydało nam się najlogiczniej ;) )

 

Wymagające ruchy przed restem

 

Potem trzeba się zmierzyć z wymagającym przewinięciem w połóg…

 

Marcin tuż przed cruxem

 

Mateusz na wejściu w kluczowy odcinek. Nie trzeba po krzyżu – chwyty są na tyle duże, że można iść normalnie i pozamieniać ręce

 

…i kolejną dawką fajnych ruchów, ale już po ostrych chwytach w typowym połogu. Końcówka wiedzie przez zaskakująco słabe chwyty i stopnie, bardziej za 6b niż 6a.

 

W połogu już za cruxem

 

Droga jest ogólnie bardzo wymagająca, ale też mocno zróżnicowana i bardzo ładna.

 

Blisko końca drogi, przed ostatnim, trudnym i palczastym odcinkiem

 

Po rozgrzewce przechodzimy pod Curfew – ostatnią z trzech polecanych dróg sektora Beastiequeen, oczywiście mówiąc o humanitarnych trudnościach, w jakich wg. planu mieliśmy się na tym wyjeździe poruszać ;)

 

Po prawej Mario na Curfew, po lewej patentowanie Truffelschwein

 

Harda sztuka – Mario spada na OS, a i tak nie jest łatwo w kolejnej próbie.

 

Reścik przed wejściem w najtrudniejszy odcinek

 

Ja totalnie bez skóry i z palcami u nóg w stanie wołającym o pomstę do nieba, wypatruję jakiejś chmurki chcącej na chwilę przysłonić słońce, co umożliwiłoby cień szansy na zakończenie nierównej walki. Początek po tufach nawet fajny, potem wejście w podchwyt rozpoczynający kluczowy odcinek.

 

Skompresowana (niekoniecznie najbardziej optymalna w tym miejscu) pozycja, z której deadpointem wchodziłem w podchwyt

 

Crux, to małe i ostre chwyty, daleki ruch i wymagające podejście na nogach albo krótsze ruchy, ale w dużej ilości (wtedy bardziej z lewej)..

 

Mario jeszcze przed najgorszymi „piździkami”

 

Mały, ale zdecydowanie najlepszy chwyt w środku cruxa

 

Potem po wyraźnym reście, wspinanie za ok. 6c po ostrych chwytach.

 

Wejście w połóg mniej więcej w połowie drogi – zaraz nad restem po cruxie

 

Curfew, to ogólnie rzecz biorąc mocna „siódemka-a-plus” (w niektórych topo tylko 7a), w moim odczuciu niefajna i bolesna, zwłaszcza jak na westową, polecaną linię…

 

Kolejny średni rest, przed ostatnią trudną sekwencją przez tufę

 

Muszę powiedzieć, że większe wrażenie zrobił na mnie sektor Krankenhaus z dwoma sąsiadującymi ze sobą pięknymi, dobrze wycenionymi liniami – pierwsza to 6c+ o takiej samej nazwie jak sektor, druga – Energierauber za 7b.

 

Unikatowe podchwyty ;)

 

Na koniec wbijamy w Pinki Ponki – 7a (w niektórych topo 7a+) o całkowicie nikczemnej długości. Łatwe dojście i 4 ruchy bez finezji w połogu, z jednym słabym chwytem i jednym słabym stopniem. Mario rozpracowuje ze zjazdu, ja robię flashem bez żadnego wysiłku, zwłaszcza jak na intensywne 3 dni wspinania, brak skóry i butowstręt ;) Wycena ultra soft – więcej kosztowało nas wczorajsze Sweet Top za niby 6b na rozgrzewkę, także dziwne te wyceny (w zasadzie jak prawie wszędzie ;) ). Ze dwa, trzy stopnie łatwiejsza od innych 7a i 7a+ w sektorze (albo jeszcze więcej). Tak czy siak fajna, zwłaszcza na pocieszenie ;)

 

 

W międzyczasie Mariusz wbija w pierwszy wyciąg długiej (do pierwszego łańcucha 30m), chwalonej 6c – Camilli. W skrócie – fajne wspinanie z dwoma trudniejszymi miejscami – jednym na początku…

 

Mario w pierwszym cruxie Camilli

 

…drugim bliżej końca.

 

 

Po wprowadzających metrach i pierwszym cruxie, wchodzimy na restową półkę. Nad nią czeka ciągowa partia po krawądkach.

Na półce restowej za pierwszym cruxem

 

Črni Kal

O tym zaskakująco dużym rejonie, słyszeliśmy wiele złego zanim jeszcze przyjechaliśmy tu pierwszy raz ponad 10 lat temu. Że jest jak na Jurze, że nie po to się przyjeżdża do Ospu, żeby wspinać się po takich parchach i wiele innych (jak teraz rozumiem) obiegowych opinii, powtarzanych głównie przez tych, którzy się tu nie wspinali :) Jako, że zależało nam na szybkim powrocie do Polski, a temperatura miała oscylować przez pierwszą połowę dnia między 0 a 5 stopni Celsjusza, dodatkowo wszystkie sensowne drogi nie stanowiące epopei na Babnej, Banje i Misji mieliśmy już zrobione, Črni Kal ze swoją ofertą dróg o każdej długości, różnych wycenach i niewielkiej odległości od parkingu, stał się bardzo sensowną opcją.

 

Prawa część sektora Above the Road (Nad Cesto)

 

Na wszelki wypadek zrobiliśmy orient wracając z Kompanju i muszę powiedzieć, że bardzo miło się zaskoczyliśmy – po pierwsze przepięknym widokiem i mnogością kamperów.

 

Widok na morze z miejscówy w pobliżu skał, mocno obłożonej Kamperami

 

Po drugie, murem skalnym startującym z samej drogi, rosnącym aż do konkretnych rozmiarów oraz klimatycznymi ruinami na skalnej turni, połączonej mostem z owym murem :) I po trzecie – formacjami, jakością skały i długością dróg.

 

Marcin na drodze Trenutek Sreče

 

Jura to na pewno nie jest – bardziej Adlitzgraben ;) Część dróg, była bardzo podobna charakterem skały, do łatwiejszych propozycji lewej lodówki na Mišji Peč. Na climbistria.com, opisują Črni Kal jako poligon treningowy dla alpinistów, z wieloma łatwiejszymi i niesamowitymi drogami, zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych wspinaczy. Pomiędzy nimi znajdziemy stare klasyki, które ze względu na swój stan wyślizgania mogłyby spokojnie być trudniejsze o jeden czy nawet dwa stopnie. Jako, że działaliśmy tylko w sektorze Above the Road (czyli Nad Cesto, który jest jednym z najmłodszych tutejszych sektorów) i tylko przez kilka godzin, które bardzo szybko zleciały na naprawdę fajnym wspinaniu, nie natrafiliśmy na żaden wyślizg.

 

Mario na drodze Ocizla, w lewej części sektora

 

Princeska Prva, Brest oraz Trenutek Sreče

Po wczesnej pobudce, skrobiemy szyby samochodu z niespodziewanego szronu. Pełni obaw o warun pod skałą, ruszamy przekonać się jak bardzo jest źle. O dziwo z minuty na minutę temperatura rośnie. Po przejechaniu przez przełęcz, po stronie morza jest już 7 stopni, a pod skałą jest całkiem przyjemnie, zwłaszcza w kontekście krótkich dróg lewej części sektora. Prawa, znacznie wyższa część natomiast, oferuje łatwiejsze, atrakcyjnie wyglądające linie o górskim charakterze.

 

Marcin przy końcu drogi Brest

 

Princeska Prva, to może nie najpiękniejsza, ale ciekawa, 20to metrowa linia. Miejscami zasięgowa.

 

Dolne partie Princeski

 

Brest z kolei, ma już prawie 25 metrów i jest to fajna, techniczna droga.

 

Pierwsze metry drogi Brest

 

Fajne górskie zacięcie na tej samej drodze

 

Trenutek sreče startuje wysoko z półki i jest miejscami dość sprężający.

 

Górne partie Trenutka

 

Jego lokalizacja i charakter, są wprost proporcjonalne do niewielkiej ilości przejść na 8a.nu ;)

 

Marcin nad półką, która kończy pierwszy, wprowadzający odcinek drogi

 

Ocizla, Najlepša, Grenkoba oraz Sonce

Ocizla, to bardzo fajne wspinanie za 6a+. Na dole dogrzewkowe wejście na półkę, a środek po tufach z wymagającą pracą nóg. Na końcu zgięcia na przejściu przez okap. Bardzo fajna i niełatwa jak na swoją wycenę.

 

Mateusz w środkowym, technicznym fragmencie Ocizli

 

Mario na tym samym, technicznym i zaskakująco wymagającym odcinku

 

Następna droga – Najlepša – zaczyna się mega hardym (jak na 6c+) połogiem. Potem rest pod okapem….

 

Mateusz już za połogiem, ale jeszcze nie w klamach restowych ;)

 

Wpinka przed cruxem

 

…i mało czytelnym na OS przejściem do klam na krawędzi połogu.

 

Mario, mimo tego, że już wie mniej więcej co i jak (a przynajmniej gdzie są chwyty), i tak musi zawalczyć w okapie :)

 

Chwyty są mało widoczne, a też lepiej zgiąć z gorszego w plecy niż lepszego w podchwyt, bo nie ma do niego stopnia

 

Po dwóch mocniejszych ruchach, jest już zdecydowanie łatwiej

 

Najlepsza to raczej ona nie jest, ale coś w sobie ma ;)

 

 

Powiedziałbym, że zdecydowanie trudniejsza niż Grenkoba (7a)…

 

Ciekawe, lekko sprężające wejście na półkę zaraz na starcie Grenkoby

 

…która ma crux po krawądkach z wejściem w nieco głębszy podchwyt. Potem 2-3 ruchy trzymające w napięciu i można się wpinać do łańcucha :)

 

Prawa ręka na głębszej, ale obłej półeczce, lewa sięga w średniogłęboki (z akcentem na średnio ;) ) podchwyt

 

Droga między dolnym, a górnym parkingiem

 

I w końcu Sonce – bardzo przystępne 7b. Mamy tu kilka wprowadzających ruchów do przewisu…

 

 

…potem trzeba poprzestawiać odpowiednio ręce…

 

 

…żeby po zrobieniu wpinki być od razu gotowym do przyjemnej bańki.

 

 

Potem rest i bardzo fajne pociągnięcie do półki z podhaczonym kolanem.

 

 

Do wejścia w połóg trzeba się wspinać…

 

 

… a potem przez chwilę też jeszcze trzeba się trzymać, tyle że charakter trudności jest całkowicie inny ;)

 

 

Wracamy bardzo miło zaskoczeni, bardzo ciekawi wspinania w innych sektorach, wiedząc że na rozwspin pierwszego dnia po podróży czy szybką akcję ostatniego dnia, Črni Kal to nie tylko dobry, ale nawet bardzo dobry wybór :)

 

Autostrada między Koprem (miasto nad zatoką, blisko Ospu) a Ljubljaną (stolicą Słowenii), którą będziemy wracać do Polski

 

Więcej fotorelacji ze słoweńskich wyjazdów wspinaczkowych:

Słowenia marzec ’24 cz.2: Mau Ce Mem Kresnu (Črni Kal) oraz Tortuga (Mišja Peč)

Słowenia marzec ’24 cz.1: Na Strehi Sveta (Črni Kal) oraz Nido (Mišja Peč)

Osp cz.2 – Pajkova Streha – Žaga, Vitez iz Poljan oraz dwie łatwiejsze drogi

Osp cz.1 – Babna – Za Oslovo Senco, Daleč Stran Je Sodni Dan, Veper Lady oraz kilka łatwiejszych propozycji

a także na naszym profilu na fb:

Babna i Misja Peč – Desna Bunkica, 9a, Ljubezen na Prvi Pogled i wiele innych

Babna i Banje – Epena, Poljanski Biser i wiele innych

Misja Peč – Figa i Runo

Babna i Misja Peč – Sužnji Vertikale, Ptičja Perspektiva, Rodeo oraz Kindergarten

 

 

 

 

zdjęcia: Mariusz Połowczuk (OffaMedia.com)

& Marcin Adkonis

 

 

 

Mateusz Gutek

dyrektor Polskiej Szkoły Alpinizmu

 

 

Poznaj nas lepiej

Kadra

Kadra

Referencje

Materiały szkoleniowe

Statut