Paklenica 06.2023 cz.1 – Slowenski, Domzalski, Mosoraski i inne największe klasyki :)

Strona główna 9 Fotorelacje 9 Paklenica 06.2023 cz.1 – Slowenski, Domzalski, Mosoraski i inne największe klasyki :)

Paklenica (jak wiadomo :) ) to znany, piękny park narodowy w Chorwacji. Posiada ogromny potencjał wspinaczkowy. Znajdziemy tu nie tylko liczne wielowyciągowe linie o różnej długości, ale też całkiem sporo jednowyciągowych, dobrze obitych dróg w każdym zakresie trudności. Skała jest niesamowitej jakości i tworzy wspaniałe chwyty, stopnie oraz różnorodne formacje. Żeby być gotowym do najbliższego wyjazdu szkoleniowego, który już w październiku, wykorzystaliśmy kilka względnie wolnych dni i ruszyliśmy 4ro osobową ekipą w stronę Zwardonia, przekraczając pierwszą z kilku granic, które dzieliły nas tej nocy od Campsite Marco – kempingu ulokowanego bardzo blisko wejścia do parku. Zostawiliśmy jedzenie w lodówce, po czym wykorzystując dobry czas (było ok. 9 rano) opłaciliśmy bilety na wejściu do parku (10 euro/osoba/dzień, 2euro/samochód/dzień, a przy 5cio dniowym pobycie, jeden dzień jest gratis) i pełni obaw o miejsce do zaparkowania samochodu, a jeszcze bardziej wolne drogi, ruszyliśmy wgłąb parku. Podczas całego wyjazdu wspinaliśmy się tylko po największych klasykach i w większości przypadków są one naprawdę warte najwyższego polecenia :)

 

Widok w głąb wąwozu z Anicy Kuk

 

Ostrzeżenie:

Wspinaczka i inne pokrewne dyscypliny, należą do sportów z natury niebezpiecznych. Polska Szkoła Alpinizmu (Niepubliczna Placówka Kształcenia Ustawicznego), nie bierze odpowiedzialności za samodzielne stosowanie zawartych treści, ani też za potencjalne błędne zrozumienie części lub całości tekstu, niezgodne z intencją autora.

Osoby preferujące styl OS, nie powinny przyglądać się zbyt dokładnie zdjęciom, a tym bardziej czytać ich opisów!

Zdjęcia: Mariusz Połowczuk (OffaMedia.com) oraz Mateusz Glanowski, Norbert Kubiszyn i Mateusz Gutek

 

Debeli Kuk. Slowenski (PIPS)

Mimo tego, że była niedziela (w dodatku wchodząca w skład długiego, czerwcowego weekendu), bez problemu znaleźliśmy miejsce na samym końcu parkingu pod skałami i bez zbędnej zwłoki rozpoczęliśmy wspinaczkę na Slowenskim (druga nazwa drogi to PIPS), na Debelim Kuku.

 

Po lewej zwężający się co raz bardziej, ostatni sektor parkingu. Po prawej Debeli Kuk w całej okazałości (widok z Veliki’ego Cuka)

 

Ta 220to metrowa, 7mio wyciągowa linia, to obok Diagonalki najpopularniejsza i jedna z najlepszych linii na skale.

 

Warto patrzyć pod nogi ;) Zwłaszcza gdyby napotkać bardzo jadowitą żmiję nosorogą – jeden z dwóch jadowitych gatunków, występujących w Paklenicy. Tutaj akurat eskulap (najprawdopodobniej)

 

Pierwszy wyciąg jest łatwy i przyjemny (4a-4c, w zależności od topo), ale lotnie obity, zwłaszcza na początku. Drugi wyciąg kluczowy dla wyceny, to techniczne i dość wymagające zacięcie z mało komfortowymi miejscami, jeżeli się od razu nie rozstawi gdzie trzeba albo nie podejdzie odważnie na nogach. Bardziej 6b niż 6a+.

 

Norbert na stanowisku po drugim wyciągu

 

Trzeci wyciąg, to łatwy trawers, ale zaraz po nim czeka dość wymagające przejście przez dwie bambuły przy rysie. Wymagające jak na 5b oczywiście – bardziej 6a.

 

Mariusz (po lewej) i Mateusz Glanowski (po prawej), w drugiej (trudniejszej) partii trzeciego wyciągu

 

Czwarty, to kontynuacja ryski. Na dole łatwiej, chociaż nie za darmo. Potem bardzo fajne przejście w lewo po dobrych chwytach w wywieszającym się zacięciu. Mocne 6a+

 

Mariusz na dojściu do najciekawszej, wywieszonej części czwartego wyciągu

 

I jeszcze raz w tym samym miejscu, ale z innej perspektywy (po lewej) oraz podczas ściągania drugiego (Mateusza Gutka) na zdjęciu po prawej

 

Norbert na początkowych (po lewej) i końcowych (po prawej) metrach czwartego, bardzo fajnego wyciągu

 

Piąty, niby 5b i może by tak dało się odczuć, gdyby nie to, że jest bardzo niekomfortowo obity. Przez to też, ciężko się zorientować którędy iść. Szósty, to koncepcyjne wspinanie w zacięciu, bardzo ładne, ale bardzo trudne jak na 5c.

 

 

Ostatni – siódmy – to lekko chamowate, ale mające coś w sobie, harde 6a. Na prawie każdym wyciągu dokładaliśmy własną asekurację – najczęściej tricamy i pętle.

 

Mateusz na ostatnich metrach drogi

 

Na szczycie, poza przyjemnym widokiem (chociaż my zobaczyliśmy nadciągający sajgon pogodowy), od razu rzuca się w oczy czerwony napis Abseil i strzałka kierująca kilkudziesięciometrowym zejściem do stanowiska zjazdowego.

 

Na szczycie Debeli’ego Kuka. Chwilę przed zlewą

 

 

I chwilę po zlewie ;) Skała sucha w ekspresowym tempie – bardzo ciekawe doświadczenie :) W tle Anica Kuk

 

Zjazd na 2-3 razy, w zależności od posiadanych lin. Potem zejście piargiem, chociaż nie od razu w dół – najpierw trawersem wzdłuż ściany. Dochodzimy w końcu do głównej ścieżki, stosunkowo blisko odbicia na Anicę Kuk.

 

Linia zjazdów

 

Trochę zaskoczeni drogą, trochę zmęczeni podróżą, ale przede wszystkim zadowoleni :)

 

Resztę dnia poświęcamy na rozbijanie namiotu, odpoczynek i przygotowywanie sprzętu na następny dzień. Kemping, na którym się zatrzymaliśmy jest tani (zapłaciliśmy w sumie 9 euro za osobę za noc, licząc już wszystkie koszty noclegu) i dobrze zlokalizowany, ale zaplecze kuchenne jest stare i trochę zapuszczone. Na szczęście toalety i prysznice dają radę.

 

Linia wybrzeża w Starigrad Paklenica

 

Anica Kuk – Stup. Carabore, Brid za Mali Cekic oraz Domzalski

Z końca parkingu, jak na prawie wszystkie najbardziej popularne linie, kierujemy się w głąb wąwozu. Po prawej Kuk od Skradelin, po lewej Parkiraliste i kolejne sektory. Za chwilę mijamy sklep z pamiątkami i toalety (niestety bez mydła na stanie). Dochodząc w pobliże Debeli’ego Kuka, ścieżka robi się węższa, stroma i bardziej kręta. Mijamy tabliczkę Veliki Cuk, a następna w prawo wskazuje szlak pod Anicę.

 

Miejsce odbicia szlaku z głównej ścieżki przez wąwóz

 

Nie ma co się przejmować wskazanym tam czasem – 2h. Nie dotyczy czasu potrzebnego na dojście pod ścianę, a jedynie na szczyt szlakiem turystycznym. Najpierw trzeba przejść przez potok, potem wygodną ścieżką do góry.

 

 

Po chwili dochodzi się do rozwidlenia – Anica Kuk w lewo, Stup w prawo. Anica Kuk, to znamienita, lita, dobrze wyglądająca zarówno z daleka jak i bliska, ogólnie rzecz biorąc niesamowita ściana. W prawej jej części, czyli na zachodniej ścianie, jest blisko 10 wielowyciągowych dróg o długości do 200m. Lewa, północna i północno-zachodnia część, to ponad 50 linii o długości dochodzącej do 350m.

 

Anica Kuk widziana z Debeli’ego Kuka

 

Między nimi jest jeszcze Stup. Ta 120to metrowa, obfita w różne (w tym unikatowe) formacje skała, oferuje ponad 25 dróg o niezbyt wygórowanych, ale w niektórych przypadkach również bardzo zaskakująco niedocenionych trudnościach… U podnóża poniewiera się dużo średniej wielkości kamieni i często dość mocno rozpędza się wiatr.

 

Stup w całej okazałości

 

Norbert z Mateuszem Glanowskim zaczynają od Carabore, klasyka za 5c, natomiast naszym (moim i Mariusza) celem głównym, była właśnie droga znana z niesamowitej formacji – Bears on Toast biegnące głębokimi rynnami (widoczne w połowie wysokości formacji, znajdującej się na pierwszym planie zdjęcia powyżej). Pierwszy wyciąg ma dwa warianty. Chłopaki wybrali ten łatwiejszy – po lewej. Łatwiejszy, ale i tak oferujący mocny jak na swoją wycenę crux nad pierwszą wpinką. Dalsza część pierwszego wyciągu już bez większych trudności.

 

Norbert w cruxie pierwszego wyciągu Carabore

 

Drugi, za 4b, to łatwe wspinanie w rysie rodem z jaskini. Miejscami bardziej w kominie niż rysie. Po bezskutecznych próbach znalezienia stanowiska kończącego drugi wyciąg – padł razem z trzecim, wycenionym na 5c. Zgodnie z sugestiami innych wspinaczy, mógłby mieć 6a ze względu na mocne wyjście z komina – co prawda po klamach, ale w lekko przewieszonym terenie. Ze znalezieniem stanowiska nie ma tym razem problemu – znajduje się w charakterystycznej nyży, ochrzczonej przez nas „wanną”.

 

Mateusz G1 w „wannie”

 

I Mateusz G2 w tym samym miejscu, ale z innej perspektywy

 

Żeby wejść w ostatni, czwarty wyciąg za 5a lub 5b w zależności od wariantu, należy odbić mocno w prawo i lekko do góry. Runouty są spore, także warto coś dokładać. Mniej więcej w połowie wyciągu, z prawej strony w rysie biegnie wariant za 5a, natomiast na lewo od rysy za 5b. Chłopaki wybrali ten za 5b, a trudności wyciągu odczuli jako rozłożone równomiernie. Carabore kończy się w pobliżu stanowiska drogi Abseil Pista, którą zjeżdża się po przejściu większości tutejszych dróg.

 

Mateusz zaraz obok stanowiska zjazdowego, na półce na której kończy się wiele dróg

 

I Mariusz podczas zjazdu wzdłuż drogi Abseil Pista

 

W tym czasie ja z Mariuszem, patrząc na pierwszy wyciąg Bears on Toast, wspólny z klasykiem Brid za Mali Cekic za 6c+, w kontakcie z niekorzystną temperaturą odczuwalną, postanowiliśmy profilaktycznie znaleźć coś łatwiejszego na rozgrzewkę ;)

Po bezskutecznym poszukiwaniu pierwszej wpinki, w obszarze będącym na akceptowalnej przez nas wysokości, zamiast krókiego 6b na sąsiedniej względem Stupa skałce, wybieramy pierwszy wyciąg drogi Thuringer Weg. Wycena to 6a, jak zwykle mocne, ale w tym przypadku w granicy dobrego smaku ;) Chwyty dobre, niektóre tylko o cienkich ściankach, tak że aż strach na nich stawać. Na szczycie brak stanowiska, ale jest cienkie drzewko. Pierwszy wspinający może też zejść na około łatwym terenem albo mogą zejść oboje, jeżeli pierwszy ściągnie do siebie drugiego.

Ale do rzeczy – pierwszy wyciąg za 6c+, wspólny dla Brida i „Misiów”, to bardzo przyjemne w dolnej części wspinanie, połączone z chwilą rozstawiania się w kominie i trawersami raz w lewo raz w prawo. Od komfortowego restu podchodzi się pod okap, lekko podbierającym terenem. Stopnie są tu zdecydowanie słabsze, ale i tak można złapać bez problemu NHR, co pomaga w dojściu do siebie po wycofie z kolejnych, koncepcyjnych prób wyjścia z okapu ;) Nad solidnymi klamami pod okapem, do dyspozycji mamy tylko ścisk z lewej i dość paskudną, nie wiadomo czemu śliską (skoro skała wszędzie indziej jest szorstka), szeroką rysę, w której co prawda klinują się ręce, ale boleśnie i kiepsko. Są tam dwa haki, na których opiera się mimowolnie dłoń. Po około 30 minutach prób i powrotów do restu, brakuje mi siły i odpadam. Po szybkim odrzuceniu patentów, które nie rokują i dograniu tych prawidłowych, przechodzę miejsce klasycznie.

Gdyby ktoś miał problem z przyjęciem sensownej koncepcji, podaję mój patent :

lewa ręka w podchwyt najwyżej jak się da, prawa noga pod siebie na niższy z dwóch wampirkowatych stopni, prawa ręka nad pierwszego haka do rysy w odciąg. Lewa noga na wyższy z dwóch wampirkowatych stopni, podhaczenie kolana. Lewa ręka przytrzymanie ścisku z lewej i poprawka do rysy nad wyraźne zwężenie w jej połowie, kciukiem w dół. Prawa noga na wybutowany, wąski stopień pod okapem z prawej (bardziej w prawo i wyżej też jest, ale nie działa za dobrze, mimo tego, że jest mniej schowany pod okapem). Z tego prawa ręka do rysy nad drugiego haka i po cruxie.

Po kilku ruchach jesteśmy przy stanowisku kończącym pierwszy wyciąg.

 

Mateusz pod cruxem pierwszego wyciągu, wspólnego dla Bears on Toast i Brid za Mali Cekic

 

„Misie”, czyli Bears on Toast uderzają w prawo przez wyraźną podchwytową dziurę, po czym kierują się w lewo i w górę. Głębokie rynny stają się co raz płytsze, stopnie co raz gorsze, a runouty nie zachęcają do odważnych prób. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wiatr wiejący z ekstremalnie dużą prędkością, co jak wiadomo nie pomaga w przejściu równoważnych odcinków o wymagających stopniach ;)

Nie tracąc już więcej czasu na skazane na porażkę próby, Mario wycofuje się do mnie do stanowiska, a ja ruszam w drugi wyciąg Brid za Mali Cekic, wyceniony tylko na 6a+ (tylko w porównaniu do „Misiów”, gdzie drugi, tak jak pierwszy, wyceniono na 6c+). Niewiele nad stanowiskiem, po jak to zazwyczaj tu bywa łatwym terenie, z nieco większym niż przyzwyczaiła człowieka Jura runoutem, zaczyna się przewis z mocnym wyjściem w połóg. Zaraz po tym, do końca czeka już tylko bardzo przyjemne wspinanie najpierw wzdłuż ryski, we względnym pionie, potem w  połogu, po cienkich płatewkach. Tutaj wiatr rozpędzał się już tak bardzo, że myślałem że mnie wyrwie ze skały razem z kotwami stanowiskowymi ;)

 

Mateusz zaraz nad cruxem drugiego wyciągu Brid za Mali Cekic

 

Na początku trzeciego wyciągu czeka srogi runout do pierwszej wpinki, z lekkim trawersem i po niebudzących zaufania chwytach. Nad drugą wpinką teren na powrót się kładzie i i czeka techniczne wspinanie w litym, łatwym terenie.

 

Mariusz na stanowisku kończącym 3ci wyciąg

 

Ostatni wyciąg prowadzi wzdłuż filara, na prawo od charakterystycznych, płytkich rynien z ostatniego wyciągu Domzalskiego. Niby nie jest trudno, ale jak na 4c trudno fest. Z zapasem koniecznym do zrobienia pierwszego wyciągu tej drogi, nie ma żadnego problemu z trudnością i odległościami między wpinkami na tym wyciągu, ale dając z siebie tyle na 4c… Szanujmy się ;) Koniec w tym samym miejscu co Carabore

 

Ostatnie metry drogi

 

W między czasie spotykamy Norbiego i Mateusza, którzy zdążyli się zmierzyć z rzeźnickim, drugim wyciągiem Domżalskiego i kończyli właśnie trzeci, zdecydowanie łatwiejszy wyciąg tej bardzo znanej drogi. Mamy 60cio metrowe połówkowe liny, chłopaki 70cio metrową pojedynczą, także bez problemu zjeżdżamy po skończonych drogach na ziemię na dwa razy.

 

 

Po niedługiej przerwie, szykujemy się do wspinania pod Domzalskim. Słońce zaczęło palić niemiłosiernie, a po tej stronie Stupa w zasadzie przestało wiać. Ani to, ani zmęczenie po zakończonej przed chwilą przygodzie, ani nawet wrażenia chłopaków z Domzalskiego, którzy po chorym drugim wyciągu profilaktycznie ominęli dla swojego dobra czwarty, nie były w stanie zmącić mojego pozytywnego nastawienia. Nie na długo jednak, jak się za chwilę okaże ;)

Pierwszy wyciąg atakuje z dołem Mario. Połączenie niskiej wyceny (4b), niekoniecznie łatwego terenu do pierwszej wpinki i jej wysokiego umiejscowienia, Mario podsumował krótkim zdaniem:

„Nie mają w poszanowaniu życia ludzkiego”.

Nie pomylił się ani trochę w swej surowej ocenie, a fakt że znamy dość dobrze jednego z autorów tej drogi, dodało całej tej dziwnej aurze głębszego znaczenia ;) Poza tym, pierwszy wyciąg to naprawdę fajne wspinanie, po dobrze urzeźbionej skale. Wyceniłbym go jednak na 5c.

 

Mario pod koniec pierwszego wyciągu Domzalskiego

 

Drugi wyciąg jest porządnie popieprzony, mówiąc bardzo delikatnie. Początek ładny, potem słabo ze stopniami i chwytami w połogu, a w kluczowym miejscu mega niekomfortowo i niebezpiecznie. Po przejściu cruxa jest kąśliwa wpinka, którą nie tylko robi się ogólnie z niewygodnej pozycji, to jeszcze nisko i mocno w lewo. Nie po to obija się drogi „sportowo”, żeby się tak czuć podczas prowadzenia i nie po to istnieją przewodniki wspinaczkowe, żeby trudności tak bardzo różniły się od wyceny drogi. Jak dla mnie harde 6b+ minimum.

 

Druga część drugiego wyciągu – już nad cruxem

 

Trzeci wyciąg, z pierwszą wpinką z 6-7 metrów nad stanem (w sumie taki Paklenicki standard), ale w łatwym terenie, to naprawdę fajne wymagające wspinanie. Sam w sobie mógłby – czy może nawet powinien – mieć 6a albo bardziej 6a+. Ostatni wyciąg jest bardzo ładny wizualnie, z wymagającym technicznie fragmentem w dolnej części (słabe chwyty, tarciowe stopnie). Obicie na szczęście lepsze niż na drugim wyciągu. Harde 6b minimum.

 

Reścik po najtrudniejszym odcinku czwartego, ostatniego wyciągu

 

Wiedząc znowu więcej o wspinaczce na różnych ścianach Paklenicy, wracamy na kemp i przygotowujemy się do jeszcze wcześniejszej pobudki. Bynajmniej nie w celu uniknięcia opłaty za wstęp (wjeżdżając do parku przed 6 rano, nie ma tam kto człowieka skasować). Jakoś w przypadku tego miejsca, w ogóle mi to póki co nie pasuje i w sytuacjach wcześniejszego porannego szturmu, tak czy siak płacimy za wstęp przy wyjeździe… Wiadomo, że 10 euro to dość sporo, zwłaszcza przy dłuższym pobycie. Z drugiej strony nie jest źle – w dwóch innych chorwackich parkach narodowych płaciłem za wstęp 40 euro/osoba/dzień.

 

Monumentalna, lita, przepiękna. Anica Kuk!

 

Anica Kuk. Mosoraski

Mosoraski, to popularna i chwalona, długa oraz stosunkowa łatwa droga. Jest oczywistym celem na pierwszą drogę na „głównej” ścianie Anicy. Wstajemy wcześnie rano nie tylko po to, żeby w razie problemów z nawigacją w ścianie mieć zapas czasowy, ale też mamy ten dzień dalsze plany – w końcu 4 dni to bardzo mało.

 

W lewej części zdjęcia widać olbrzymi „klin”. Tak też nazywa się ta dość duża, charakterystyczna część ściany. Mosoraski zaczyna się połogiem pod klinem, po czym biegnie do góry łatwym terenem, co też nawet da się mniej więcej zobaczyć patrząc na to zdjęcie – linia drogi ogólnie sama się narzuca ;)

 

Opisane już wyżej dojście pod skałę, różni się oczywiście tylko tym, że zamiast iść w prawo w kierunku Stupa, idziemy w lewo za strzałką Anica Kuk. Po niedługim spacerku, docieramy do charakterystycznego pobojowiska pod ścianą – jakby runęła tamtędy lawina kamienna ;) Jest tam też tabliczka z nazwą drogi i charakterystyczny, oversize’owy karabinek.

 

Podchodząc pierwszy raz pod Anicę Kuk, poznaje się wąwóz od zupełnie innej niż do tej pory strony…

 

Tabliczka wskazująca start dwóch, z trzech dróg tutejszej „trylogii”

 

Widoczny z daleka karabinek, zlokalizowany w pobliżu startu Mosoraskiego. Lepiej się w niego nie wpinać (atrapa)

 

Gotowi żeby ruszyć w nieznane ;)

 

 

Pierwszy wyciąg, to nieco ponad 50 metrów wspinania. Jest trochę zarośnięty i lotnie obity, ale da się dokładać dużo własnej asekuracji, także ogólnie jak na łatwy teren, to skała jest całkiem lita i przyjemna.

 

Mario pod koniec pierwszego wyciągu

 

Drugi wyciąg ma ciekawe, nieco trudniejsze miejsce na początku, a wyżej jest miejscami wymagająco technicznie, przez brak oczywistych stopni. Jak zazwyczaj wycena średnio oddaje tu rzeczywistą trudność, ale przez to że wszystkie wyciągi Mosoraskiego – poza jednym – są generalnie bardzo łatwe, nie ma to większego znaczenia ;)

 

Mario zaraz za początkowym bulderem drugiego wyciągu

 

I Mateusz przy jego końcu

 

Jedyną trudnością na jakiej należy się skupić, to odnaleźć właściwy przebieg drogi. I tutaj właśnie, na trzecim wyciągu trzeba już się skupić – idzie się lekkim łukiem w stronę dużej nyży i zaraz na jej wysokości (dolnego piętra) trawersuje się w prawo. Potem prosto do góry, na półkę z dużymi blokami. Przez płytę, albo lekko z prawej pseudoryską.

 

Mario pod stanowiskiem kończącym trzeci wyciąg

 

Czwarty wyciąg jest bardzo lity i prowadzi w górę po plakietkach, przez chwilę równolegle do dobrze widocznej linii przelotów po prawej. Naturalnie narzucającym się terenem, prowadzi lekko w prawo w skos, najpierw zacięciem łącząc się z drogą z prawej, potem w stronę gładkiej pionowej ściany – zamiast do góry. Piąty wyciąg wiedzie ewidentnie w prawo do kantu, potem zacięciem do góry po plakietkach. Jest wyjątkowo ładny w porównaniu do poprzednich i następnego. Szósty z kolei, podobnie jak pierwszy – z małą ilością plakietek. Na obu dokładaliśmy najwięcej własnej asekuracji. Najpierw do góry, potem trawers w lewo. Mija się jedno stanowisko od innej drogi i dochodzi lekko emocjonującym trawersem, nogami po półce (i w zasadzie bez wyraźnych chwytów ;) ) do startu siódmego, kluczowego wyciągu pod przewieszonym, diagonalnym zacięciem.

Na początku idziemy łatwym terenem pod zacięciem, trawersem w prawo, do wysoko umiejscowionej pierwszej plakietki. Potem bardzo fajnym zacięciem, z restami co chwilę i intensywniejszymi, siłowymi momentami pomiędzy. Najlepiej minąć pierwsze stanowisko i iść do następnego, tuż nad końcem wywieszonej płetwy. Nie ma co się obawiać legend związanych z rzekomym wyślizgiem. Jak na popularną drogę wyślizg jest żaden, dodatkowo w niczym nie przeszkadza.

 

Po lewej Mateusz na stanowisku przed siódmym wyciągiem, po prawej Mario w górnych partiach tej samej (kluczowej dla wyceny drogi) długości

 

Mateusz na siódmym wyciągu

 

i jeszcze raz Mario, tym razem tuż pod stanowiskiem

 

Przedostatni i ostatni wyciąg można połączyć w jeden, nawet mając 50cio metrową linę. Dodatkowo ich przebieg jest dość oczywisty, bo po krótkim trawersie w lewo, trzeba iść ewidentną rysą w zacięciu. Bardzo ciekawa rzeźba skały, przyjemne, techniczne, ale w większości łatwe wspinanie.

 

Mateusz na przedostatnim, ósmym wyciągu

 

 

I Mateusz 2, przy końcu ostatniego, dziewiątego wyciągu z niesamowitą rzeźbą

 

Całkowicie litą skałą, bez żadnych zarośniętych półek, charakterystycznych dla górnych partii ścian, docieramy do przepięknego morza głazów, otoczonego z każdej strony niesamowitym widokiem – na morze razem z mostem w Maslenicy z jednej strony i szeroko otwierającą się dolinę z drugiej. Klarując sprzęt trzeba uważać, żeby nie powpadał w rozliczne zagłębienia między skałami.

Polecamy spacer do góry za czerwonymi znaczkami na szczyt Anicy Kuk, po czym zejście na drugą stronę szlakiem, wracając pod ścianę z lewej jej strony. Stanowi to bardzo piękne i stosunkowo wygodne zakończenie, tej i tak już idealnej wycieczki :) Jeżeli chodzi o sprzęt, znacznie częściej osadzaliśmy kości, tricamy i pętle, niż średnie i duże mechaniki. Po trzech dniach intensywnego wspinania, nie tylko stopy ciągną do lodowatego strumyka, ale przez srogi upał – reszta ciała również ;)

 

 

 

 

 

 

W drugiej części relacji (link) przeczytacie o Nosorogu na Kukovi ispod Vlake i o najpopularniejszych drogach Veliki’ego Cuka – Centralnym Kominie, Północnym Żebrze (Sjeverno Rebro) oraz Water Songu..

 

Więcej fotorelacji z wielowyciągowych wyjazdów wspinaczkowych, dostępnych na naszej stronie:

Paklenica 06.2023 cz.2 – Nosorog, Centralny Kamin, Sjeverno Rebro oraz Water Song

3 piękne, austriackie rejony na jednym wyjeździe – Peilstein, Höllental oraz Hohe Wand :) Sierpień/wrzesień 2023

Thalhofergrat, Paklenica, Obli Kuk i Peilstein – warsztaty z zakresu wspinaczki wielowyciągowej 2023

Höllental październik 2022 – Vordere Stadelwand, Frisbeeplatte oraz sąsiednie Adlitzgraben

oraz w formie albumu na naszym profilu na fb:

Jesienny, 4ro dniowy wyjazd szkoleniowy – Scheiblingkirchen, Hollental, Hintenburg oraz Peilstein

 

 

 

zdjęcia: Mariusz Połowczuk (OffaMedia.com)

(& Mateusz Glanowski, Norbert Kubiszyn, Mateusz Gutek)

 

 

 

Mateusz Gutek

dyrektor Polskiej Szkoły Alpinizmu

 

Poznaj nas lepiej

Kadra

Kadra

Referencje

Materiały szkoleniowe

Statut